Ta strona używa plików cookies. Kontynuując wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. Dowiedz się więcej tutaj.Akceptuję  |  Ukryj

Co przyniesie nadchodzący tydzień

2015-11-12




Obecnie wiele miejsca w debacie publicznej zajmują rozważania, w jaki sposób PiS zamierza rozwiązać problem sfinansowania obietnic wyborczych. W przyszłym tygodniu Ministerstwo Finansów przedstawi informację na temat realizacji budżetu w tym roku. Do września planowany deficyt został zrealizowany w dwóch trzecich, czyli nieco mniej niż wynikałoby to z upływu czasu. Wydatki i dochody zostały zrealizowane w nieco ponad 70%. Moim zdaniem wspomniana debata nie obejmuje całości problemu. Oczywiście, wydatki z tytułu programu „500+” czy wprowadzenia tzw. kwoty wolnej od podatku w wysokości 8000zł idą w dziesiątki miliardów złotych. Nie wiadomo jednak, czy i kiedy obietnice te zostaną zrealizowane. Wiadomo natomiast na pewno, że projekt budżetu na 2016 rok spina się przy założeniu realnego wzrostu PKB o 3,8% i średniorocznej dynamiki cen na poziomie +1,7%. Oba te założenia wydają się być mocno wyśrubowane. Oznaczają one, że zdaniem ustępującego rządu PKB wzrośnie nominalnie o co najmniej 5,6%. Co najmniej, bo MF podaje w założeniach prognozę średniorocznej inflacji, co biorąc pod uwagę, że w 2016 rok wejdziemy z deflacją w ujęciu rok do roku, implikuje inflację r/r na koniec 2016 roku powyżej +1,7%. Tymczasem Narodowy Bank Polski w najnowszej „Projekcji inflacji i wzrostu gospodarczego” opublikowanej w ostatni poniedziałek oczekuje wzrostu PKB o 3,3% oraz inflacji cen konsumentów na poziomie 1,1% r/r. Przełoży się to na nominalny wzrost PKB o 4,4%. Zważywszy, że zdecydowana większość wpływów podatkowych zależy od tempa wzrostu cen i realnego PKB czyli właśnie nominalnej dynamiki wzrostu gospodarczego, niższe jej wartości spowoduje wzrost deficytu budżetowego. W skrajnym przypadku może to być dobrze ponad półtora procenta PKB deficytu budżetowego więcej. Rzecz jasna, nie wiadomo, prognoza z której strony ul. Świętokrzyskiej sprawdzi się bardziej. Jeśli jednak miałbym obstawiać, to raczej na korzyść NBP. Zwłaszcza oczekiwania co do wybuchu inflacji, bo tak przejście z -0,8% do +1,7% w ciągu roku należy interpretować, wydaje mi się pobożnym życzeniem. Dziwię się, że politycy PiS jeszcze nie zaczęli oskarżać Platformy Obywatelskiej o pozostawienie im tykającej bomby. Trochę przeraża mnie myśl, że to dlatego, że jeszcze jej nie zauważyli. Przygody Kancelarii Prezydenta z tabelką z wartościami skumulowanymi te moje obawy pogłębiają.


Pobierz w wersji PDF