Ta strona używa plików cookies. Kontynuując wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. Dowiedz się więcej tutaj.Akceptuję  |  Ukryj

Podsumowanie tygodnia 12 - 16.10.2015 r.

2015-10-16





Za tydzień wybory parlamentarne. Najnowsze sondaże wskazują, że Prawo i Sprawiedliwość ma szansę na zdobycie większości miejsc w Sejmie. W połączeniu z wywodzącym się z tego ugrupowania prezydentem daje to realne szanse na przeprowadzenie wielu z zapowiadanych zmian. Sęk w tym, że nawet w przypadku flagowych projektów takich jak podatek bankowy nadal nie do końca wiadomo, jaką formę mogą przybrać. Nie ma też zresztą tych pomysłów na naprawę Polski zbyt wielu, zaś te, które PiS ujawnił nie sprawiają wrażenie rewolucyjnych. Nie ma żadnego pomysłu na miarę, na przykład, propozycji uproszczenia systemu poboru danin publiczno-prawnych (włączenie składek ZUS i NFZ do PIT) jaki przedstawiła obecna partia rządząca. Niestety, stało  się złą tradycją w polskiej polityce, że projekty konkretnych aktów prawnych pojawiają się dopiero po wyborach, nawet w przypadku partii aktualnie sprawujących władzę. Opozycja zawsze ma trudniej, nie dysponuje bowiem wsparciem aparatu państwowego. To jednak nie może tłumaczyć porażającej niekompetencji Kancelarii Prezydenta, która przy okazji realizacji obietnicy przywrócenia niższego wieku emerytalnego nie była w stanie poprawnie zinterpretować prostej i dobrze opisanej tabelki. Przez to wszystko trudno jest ocenić pełne konsekwencje zobowiązań wyborczych, gdyż jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. Nie piszę tego w ramach agitacji wyborczej a raczej, jako wytłumaczenie niskiej aktywności analityków w zakresie prezentowania skutków realizacji obietnic wyborczych dla rynków finansowych. Po prostu nie bardzo jest co analizować. Można natomiast, w kontekście zmiany władzy w Polsce, przyjrzeć się wprowadzonej w tym tygodniu przez brytyjski parlament zasadzie nadwyżki budżetowej. Zobowiązuje ona rząd do takiego konstruowania budżetu, aby dochody przewyższały wydatki.

Ma to doprowadzić do redukcji zadłużenia państwa i zdjęcia z barków wyspiarskiej gospodarki ciężaru długu publicznego. Jak wskazał pomysłodawca nowego prawa, kanclerz George Osborne, mając na myśli przykład Grecji, jeżeli państwo nie kontroluje długu, dług zaczyna kontrolować państwo. Wymóg nadwyżki budżetowej ma obowiązywać w „normalnej sytuacji”, co pozostawia rządom pole do interpretacji. Nowe prawo już zyskało sobie zwolenników wśród polskich komentatorów. Pomijając techniczne problemy w jego implementacji wynikające z niejasnych i ogólnych sformułowań, sam pomysł jest głosem za neoliberalnym podejściem do gospodarki i ciosem w dominujący od kryzysu 2008 roku paradygmat keynesowski. Jako, że w tej dyskusji mało kto zmienia stronę, nie będę dodawał kolejnego głosu. Chciałbym jednak wskazać na konkretną okoliczność, która sprawia, że takie prawo nie byłoby obecnie dobrym pomysłem w Polsce. Nasz kraj jest obecnie w fazie wielkich inwestycji. We wszystko. Wiele już zrobiono w zakresie infrastruktury, w przyszłości więcej trzeba będzie zrobić w zakresie inwestycji w kapitał ludzki. Wszelkie projekty inwestycyjne mają to do siebie, że wymagają początkowych nakładów. Jeżeli nie poniesie się tych nakładów obecnie, nie będzie się czerpać korzyści w przyszłości, to oczywiste. Odebranie państwu możliwości zadłużania się dramatycznie obniżyłoby zdolność do inwestowania. W szczególności utracilibyśmy możliwość wykorzystywania środków europejskich. Z 54,6 mld zł deficytu budżetowego planowanego na 2016 rok, 9,2 mld, czyli 17% to ujemny wynik budżetu środków europejskich. Inaczej mówiąc, bez powiększenia deficytu o 9,2 mld zł, wydatki budżetu byłyby niższe o 71,6 mld zł, tyle wynosi bowiem plan wydatków ze środków europejskich. Na szczęście, jak na razie, pomysł przymusowej nadwyżki budżetowej nie pojawił się wśród obietnic wyborczych.


Pobierz w wersji PDF