Miniony tydzień był dość spokojny – większość istotniejszych rynków akcji zanotowała niewielkie wzrosty. Amerykańskie spółki publikowały wyniki finansowe, co dostarczyło emocji posiadaczom akcji poszczególnych spółek (np. Facebooka, którego zysk na akcję wzrósł do 30 centów w ostatnim kwartale z 13 centów rok wcześniej), ale już niekoniecznie tym, którzy interesują się poziomem całego indeksu. Ale nie tylko amerykańskie indeksy ustanawiały nowe rekordy – mamy jeden rekord także w Polsce: PKN Orlen opublikował wyniki finansowe za drugi kwartał, wykazując się najwyższą w historii naszego kraju liczbą na poziomie zysku/straty netto, niestety z minusem z przodu. Spółka straciła 5,2 mld zł za sprawą gigantycznych odpisów – zagraniczne aktywa nie są warte tyle, na ile jeszcze niedawno je wyceniano. Księgową wartość rafinerii na Litwie zmniejszono o 4,2 mld zł, a czeskiej spółki petrochemicznej o 0,7 mld zł. Korzystając z okazji, zarząd PKN Orlen zmienił sposób wyceny niektórych instrumentów finansowych, notując dodatkowe 0,8 mld zł straty - w innych warunkach ten krok byłby główną wiadomością, ale w skali wszystkich odpisów dokonanych w ostatnim kwartale minął niemal niezauważony. Kurs akcji spółki spadł, choć wielu inwestorów już wcześniej spodziewała się zmiany podejścia do wyceny działalności zagranicznej, więc przecena była znacznie mniejsza od księgowej straty – kapitalizacja spółki spadła o mniej niż półtora miliarda złotych. Rynek akcji nie przejął się natomiast kiepskimi danymi makroekonomicznymi. Według GUS, sprzedaż detaliczna w Polsce wzrosła w czerwcu jedynie o 1,2%; analitycy oczekiwali zwyżki o 4,1%. Trudno na razie ocenić, dlaczego Polacy kupowali znacznie mniej niż oczekiwano – wydaje się, że nie wynika to z sytuacji na rynku pracy, bo w ostatnim miesiącu bezrobocie dość mocno spadło, do 12,0%, z 12,5% w maju. Być może chodzi o jednorazowe zjawisko, które zostało uchwycone w statystyce w sposób sprzeczny z intuicją; taką sytuację mieliśmy z inflacją, która miała w czerwcu wzrosnąć do 0,3% (z 0,2% w maju) za sprawą m.in. wzrostu cen usług telekomunikacyjnych – którego to wzrostu nie widać jakoś w spółkach zajmujących się sprzedażą tych usług. I można byłoby kiepskie dane o sprzedaży detalicznej zignorować, gdyby nie to, że produkcja przemysłowa była również znacznie niższa od oczekiwanej. Produkcja przemysłowa w Polsce zwiększyła się w czerwcu o 1,7%, gdy ekonomiści spodziewali się wzrostu o 4,0%. Jedną z niewielu gałęzi gospodarki, które przyspieszyły, było budownictwo; zwolniły m.in. motoryzacja i przemysł metalowy. Czy dane o produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej wystarczą, żeby Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się na jeszcze jedną obniżkę stóp procentowych? Prawdopodobnie nie – dane za jeden miesiąc to za mało. Ale jeśli dane za lipiec potwierdzą spowolnienie gospodarcze, to RPP będzie miała twardy orzech do zgryzienia. Dla ekonomistów tegoroczne wakacje zapowiadają się ciekawie.