Ta strona używa plików cookies. Kontynuując wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. Dowiedz się więcej tutaj.Akceptuję  |  Ukryj

Komentarz dotyczący planu Morawieckiego

2016-02-19





Ostatnimi czasy nie sposób narzekać na brak wydarzeń wartych skomentowania. Taki był też kończący się właśnie tydzień. Z wydarzeń ekonomicznych w kraju numerem jeden z pewnością była prezentacja planu gospodarczego przez wicepremiera Morawieckiego. Plan robi bardzo dobre wrażenie na pierwszy rzut oka i widać tu dobrą szkołę jaką w wielkich korporacjach przeszedł jego autor. Jest to kierunkowy zarys i w związku z tym krytyka, jaka pojawiła się ze strony opozycji i dotycząca braku szczegółowych rozwiązań jest nie na miejscu. To nie ten rodzaj dokumentu i nie ten etap planowania. Choć trzeba przyznać, że dokument ten powinien był znajdować się w słynnej teczce premier Szydło zaprezentowanej podczas debaty z premier Kopacz, a nie być pisany w pośpiechu już po wyborach. Notabene trudno pozbyć się wrażenia, że prezentacja planu wraz z niespodziewanym pojawieniem się teczki TW Bolka to rozpaczliwa próba odwrócenia uwagi od rozsypujących się w pył obietnic wyborczych. Dokładniej, Plan Morawieckiego miał zatrzeć wrażenie, że rząd nie ma pomysłu na dobrą zmianę w gospodarce, zaś teczka odwrócić uwagę od miałkości i wewnętrznych sprzeczności przedstawionego Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.

Prezentacja Planu rozpoczyna się od słów Piłsudskiego „Polska będzie wielka albo nie będzie jej wcale”. Mi po lekturze na myśl przychodzą raczej słowa Margaret Thatcher „Problem z socjalistami jest taki, że w końcu zawsze kończą im się cudze pieniądze”. Plan śmiało dysponuje środkami prywatnymi: 230 mld zł na rachunkach firm i 90 mld zł w operacjach otwartego rynku (nadpłynność sektora bankowego). Do tego dochodzą środki unijne, nad którymi rząd nie ma 100% kontroli, „możliwości inwestycyjne” spółek Skarbu Państwa czyli ręczne kierowanie finansami firm, często notowanych na giełdzie, w imię realizacji celów politycznych. Ale mniejsza z tym.

Większy problem moim zdaniem tkwi w wewnętrznych sprzecznościach programu. Pierwsza to konflikt między fiskalizmem a przedsiębiorczością. Na samym początku, wśród 5 pułapek, w jakie jakoby wpadła Polska, wymieniona jest pułapka słabości instytucji. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się że nie chodzi tu o nieprzyjazne otoczenie instytucjonalne biznesu ale o zbyt niska ściągalność podatków. Prosta intuicja podpowiada, że dociśnięcie firm podatkami z całą pewnością nie skłoni ich do inwestowania. Domknięcie wskazanych przez premiera Morawieckiego luk w CIT i VAT w jakieś trzy lata wyzeruje środki na rachunkach przedsiębiorstw. Inna sprzeczność dotyczy dochodów Polaków w kontekście rzekomego nadmiaru kapitału zagranicznego i marnej demografii. Tymczasem aby wzrosły płace, potrzeba więcej kapitału. Cena pracy czyli wynagrodzenia jest pochodną rzadkości pracy w relacji do kapitału. Im tego drugiego mniej, tym większa część zysków trafia w ręce właścicieli kapitału. Jeśli chodzi o demografię, to z materiału wynika, że w 2016 r. Polska zbliża się do szczytowego poziomu liczby obywateli w wieku produkcyjnym. Im więcej zaś pracowników, tym, caeteris paribus, niższe płace. Tak więc, od przyszłego roku, jeżeli nic się nie zmieni, demografia zacznie działać na korzyść wysokości wynagrodzeń. Płace zaczną rosnąć same.

Niepokój budzą częste odwołania do polskości, narodu i industrializacji. Etatyzm i merkantylizm wręcz wylewają się bokami. Mnie szczególnie martwi wielokroć poruszana kwestia industrializacji jako lekarstwa na całe zło. To oczywisty ukłon w stronę związków zawodowych i obawiającego się bezrobocia elektoratu. To także rozwinięcie zarzutu wobec III RP, że doprowadzono do zniszczenia polskiego przemysłu. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Na każdym urządzeniu Apple’a stoi: „Designed in California, Made in China”. Reindustrializacja to nic innego jak odwrócenie biegu rozwoju gospodarczego. Huty, stocznie i fabryki pociągów to domena rynków wschodzących, w krajach wysokorozwiniętych dominują usługi. Do nich bowiem zalicza się tak pożądane w Programie „R&D”. Niestety, innowacyjności nie da się zarządzić. Ona pojawia się w odpowiedzi na popyt i z chęci zysków przedsiębiorców. Dokręcenie śruby podatkowej i zwiększenie roli państwa to nie jest krok w dobrą stronę. Moim zdaniem Plan opierając się na błędnych założeniach stawia mylną diagnozę i proponuje szkodliwe rozwiązania.


Pobierz w wersji PDF